poniedziałek, 27 listopada 2017

Assumption is the mother of all fuckups

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
za:
http://on.interia.pl/styl-zycia/ciekawostki/news-najokrutniejsze-eksperymenty-na-ludziach,nId,2446302
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zarażanie śmiertelnymi chorobami, wszczepianie uszkodzonych narządów, palenie żywym ogniem – czy to pomysły szalonego scenarzysty horrorów? Nie, to krótka i niepełna lista barbarzyńskich doświadczeń, jakim poddano wielu ludzi na zlecenie rządów bądź koncernów farmaceutycznych. Przedstawiamy 7 najokrutniejszych eksperymentów XX wieku.




Szatkowanie mózgu

Czy za wymyślenie metody, która trwale okaleczyła ponad 70 tysięcy ludzi, można spodziewać się nagrody? Tak, i to nawet noblowskiej! Dostał ją w 1949 roku portugalski neurolog António Egas Moniz za "jedno z  najważniejszych odkryć, jakich kiedykolwiek dokonano w dziedzinie terapii psychiatrycznej" - lobotomię.
Ten okryty haniebną sławą zabieg na szczęście powoli odchodzi w zapomnienie. Polegał on na mechanicznym oddzieleniu czołowych płatów mózgowych od innych struktur mózgu. Dla laika jest to trudne do zrozumienia. Jeśli jednak wyobrazimy sobie człowieka, który wbija szpikulec do lodu lub pokaźnych rozmiarów dłuto w oczodół nieprzytomnej osoby, powtarza to z drugim okiem, następnie chwyta oba narzędzia, tkwiące w mózgu nieszczęśnika i zaczyna nimi kręcić - będziemy mieli dość jasny obraz tego pseudochirurgicznego zabiegu.




Pierwszymi ofiarami szalonego pomysłu Moniza byli pacjenci szpitala psychiatrycznego w Lizbonie. Operację przeprowadzano zresztą wtedy inaczej: wymagała specjalistycznego sprzętu, znieczulenia, wiercenia otworu w  czaszce, hospitalizacji. W  ojczyźnie idea doktora nie znalazła uznania. Podchwycono ją jednak za oceanem. Opis eksperymentu wpadł w 1936 roku w ręce Waltera Freemana. Do pomocy zaangażował on młodego neurochirurga i wspólnie uprościli procedurę, doprowadzając ją do postaci krótkiego zabiegu. Lobotomia miała leczyć depresję, schizofrenię, psychozy, napady agresji, halucynacje. Jej faktycznym efektem było zazwyczaj nieodwracalne zniszczenie mózgu, które sprowadzało pacjenta do roli biernego "warzywa", a w najlepszym wypadku do poziomu kilkuletniego dziecka, niepotrafiącego o siebie zadbać i skazanego do końca życia na opiekę.
Często w ten sposób pozbywano się niewygodnego "problemu", czyli osoby odbiegającej stylem życia od norm społecznych. Tak skończyła Rosemary, siostra prezydenta J.F. Kennedy’ego. Lobotomią "leczono" prostytutki, recydywistów, homoseksualistów, a w Japonii nawet dzieci, które sprawiały trudności wychowawcze. Były też, rzecz jasna, ofiary śmiertelne. Sam Freeman przyznawał się do ponad stu takich przypadków. Ten straszny proceder zakończyło dopiero pojawienie się leków psychotropowych. Freemanowi odebrano prawo wykonywania zawodu w roku 1967. Moniz nie został pozbawiony Nagrody Nobla mimo protestów rodzin ofiar lobotomii.

Anioł Śmierci





Ten zbrodniarz powinien nosić raczej miano Diabła! Nazwisko Josefa Mengele, pełniącego funkcję lekarza w  niemieckim nazistowskim obozie Auschwitz-Birkenau, na długie lata stało się synonimem zła. Od 1943 roku był on panem życia i  śmierci setek tysięcy więźniów. Do swoich odrażających doświadczeń wybierał przede wszystkim bliźnięta oraz osoby dotknięte różnymi anomaliami, np. karłów lub garbatych.
Nie interesowało go leczenie chorych, których posyłał bez wahania do gazu. Jego "praca" miała służyć dobru III Rzeszy, a przedmiotem badań były cechy rasowe, dziedziczność i ciąże mnogie. Drobiazgowo dokumentował swoje działania, nie tylko opisując je, lecz także fotografując. Ponieważ nie dowierzał technice w kwestii dokładnego oddania kolorów, zmuszał artystów uwięzionych w obozie do malowania makabrycznych portretów, na których uwieczniali cierpienia nieszczęsnych ofiar.
W pamięci świadków zachowały się sekcje przeprowadzane na żywych ludziach, zszywanie ze sobą dwojga dzieci, transfuzje krwi między bliźniętami, wkrapianie do oczu rozmaitych środków chemicznych, powodujących nierzadko ślepotę lub śmierć, zakażanie ran, wstrzykiwanie zarazków tyfusu...
Ofiary eksperymentów, o ile same nie umarły, były zabijane w celu sporządzenia preparatów lub prowadzenia dalszych "badań", np. przeszczepiania ich narządów kolejnym nieszczęśnikom. Mengele nie był wyjątkiem. Wielu niemieckich lekarzy sprzeniewierzyło się przysiędze Hipokratesa. W Dachau doktor Sigmund Rachser w ramach "badań nad hipotermią" wychładzał ludzi na śmierć. W Ravensbrück Karl Gebhard i Fritz Fischer łamali więźniom kończyny i zakażali rany gangreną, aby udowodnić, że leczenie sulfonamidami jest w tym przypadku nieskuteczne.




Profesor Carl Clauberg i  jego współpracownik doktor Horst Schumann w Auschwitz-Birkenau przymusowo i w okrutny sposób sterylizowali więźniów, bądź to wstrzykując im - w przypadku kobiet - do narządów rodnych żrące substancje, bądź naświetlając długotrwale promieniami Roentgena. Po takim traktowaniu ofiary często umierały w  straszliwych cierpieniach. Wiele "badań" zlecał wielki koncern IG Farbenindustrie, po wojnie przymusowo podzielony na mniejsze firmy, z których do dziś działają trzy: Agfa, BASF i Bayer.
Na więźniach testowano leki oraz badano ich reakcje na substancje chemiczne, np. benzynę wstrzykiwaną wprost w serce. Większość tych zbrodniarzy, łącznie z Josefem Mengele, umknęła sprawiedliwości. Przed trybunałem w Norymberdze stanęło zaledwie 20  pseudonaukowców, z  których 7 całkowicie uniewinniono...

Jednostka 731

Jeśli przeraziły was opisy tortur, jakim poddawano więźniów niemieckich obozów, nie czytajcie dalej... Ogrom zbrodni, jakich dopuścili się Japończycy w "laboratorium" zbudowanym na terenie okupowanej Mandżurii, przekracza wszelkie wyobrażenia. Dla potrzeb cesarskiej armii, która chciała podbić całą Azję, tysiące ludzi zamordowano na najbardziej wymyślne sposoby. Więźniów dostarczała policja, a nieszczęśników nazywano "maruta" - kłodami.




Jednostka badawcza udawała zaś tartak. Ofiarom zamrażano kończyny, wstrzykiwano do nerek koński mocz, amputowano nogi lub ręce i przyszywano je "na odwrót", bez znieczulenia wycinano narządy lub ich części, żeby sprawdzić, jak długo mogą bez nich przeżyć. Ludzi zakopywano żywcem w ziemi, poddawano działaniu wysokiego ciśnienia w specjalnych komorach, palono miotaczami ognia, głodzono, zarażano rozmaitymi chorobami i truto przeróżnymi toksynami.
Nikt żywy nie miał prawa opuścić jednostki 731. Jeżeli jakimś cudem przetrwał jeden eksperyment, był zamęczany w następnym. Kolejnym strategicznym celem placówki była wielkoskalowa produkcja broni biologicznej. Zarazki liczono na kilogramy, a wytwarzano ich setki miesięcznie!




Skuteczność laboratoryjnie wyhodowanych bakterii Japończycy wypróbowali na chińskich miejscowościach, zrzucając na nie woreczki wypełnione ziarnem i ...pchłami, zakażonymi dżumą oraz cholerą. Okoliczne szczury szybko roznosiły zarazę wśród ludzi. Te sztucznie wywołane epidemie nękały Mandżurię jeszcze długo po wojnie. Wraz z wkroczeniem na te tereny Armii Czerwonej tajne jednostki szybko zlikwidowano. Po kapitulacji Japonii Amerykanie przedstawili jej władzom propozycję nie do odrzucenia: immunitet dla "naukowców" prowadzących te sadystyczne eksperymenty w zamian za pełną dokumentację ich wyników. Sami nie mogliby bowiem pozwolić sobie na powtórzenie takich doświadczeń...
Tym sposobem kolejna grupa zwyrodniałych psychopatów nie poniosła żadnej odpowiedzialności za swoje zbrodnie, a tajemnica jednostki 731 i jej podobnych przetrwała w ukryciu jeszcze kilkadziesiąt lat.

Radioaktywni ludzie

W 1995 roku ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych Bill Clinton ze skruchą zaprezentował rodakom liczący kilka tysięcy stron raport Komitetu Doradczego ds. Eksperymentów Radiacyjnych. Wynikało z niego, że od 1940 do 1974 roku amerykańskie agencje rządowe hojnie finansowały doświadczenia przeprowadzane na ludziach. Celem tych tajnych eksperymentów było zbadanie wpływu promieniowania radioaktywnego na ludzki organizm.
Najczęściej poddawano im ubogich, chorych, czarnoskórych lub rdzennych mieszkańców Ameryki, którzy nie mieli wiedzy, siły przebicia ani szans na wynajęcie prawnika. W ten sposób USA szykowały się do konfrontacji ze Związkiem Radzieckim i ewentualnej wojny nuklearnej. Niczego nieświadomym pacjentom w szpitalach podawano radioaktywne pierwiastki w różnych postaciach - zastrzyków, skażonej wody lub pokarmu. Jako pierwsze ujawniono eksperymenty z użyciem plutonu - jednej z najbardziej śmiercionośnych trucizn.




O dziwo, niektórzy z poddanych jego działaniu pacjentów żyli jeszcze kilkadziesiąt lat! Inni nie mieli tyle szczęścia i umierali zaledwie po tygodniu. Na Uniwersytecie Iowa noworodkom i ciężarnym kobietom aplikowano radioaktywny jod, aby zmierzyć potem jego ilość w tarczycy. W 1949 roku dużą ilość izotopów jodu celowo uwolnił do atmosfery kompleks reaktorów jądrowych Hanford. Wytrzymałość ludzkich nerek badacze mierzyli przy pomocy zastrzyków z uranu. Tym pierwiastkiem traktowano także pogrążonych w śpiączce pacjentów z chorobami nowotworowymi mózgu.
Również górnicy wydobywający uran w amerykańskich kopalniach nie byli informowani o zagrożeniu powodowanym przez wdychany pył. W stanowej szkole dla dzieci opóźnionych w  rozwoju uczniów karmiono "wzmocnioną" owsianką, zawierającą radioizotopy żelaza i wapnia. Doskonałą okazją do obserwacji były także próbne eksplozje termojądrowe, takie jak ta na atolu Bikini w 1954 roku. Tajny Projekt 4.1 - pod przykrywką niesienia pomocy poszkodowanym mieszkańcom skażonych terenów - był przede wszystkim cennym dla wojska badaniem wpływu wybuchu na organizm człowieka.
Amerykanie testowali również broń atomową na własnych żołnierzach. Tak było podczas operacji Teapot (Czajniczek do herbaty) w 1955 roku, kiedy to na poligonie, w obecności wojska, zdetonowano 14 ładunków jądrowych. Skutkiem była śmierć ponad 600 żołnierzy i ogromna liczba zachorowań na raka tarczycy.

Zła krew w Tuskegee

Tuskegee w Alabamie w latach 30. XX wieku było bardzo ubogim miasteczkiem, zamieszkałym w większości przez Afroamerykanów. Z racji niedostępności wiedzy i leków wyjątkowo szybko - nawet jak na warunki panujące w większości podobnych miejscowości stanu Alabama - szerzył się tam syfilis. W tamtych czasach wielu lekarzy sądziło, że kiła dotykająca białych ludzi jest inną chorobą niż syfilis czarnoskórych. Dla zbadania przebiegu tej śmiercionośnej dolegliwości Publiczna Służba Zdrowia postanowiła poświęcić ponad 600 mieszkańców Tuskegee. Wybrano ich spośród ubogich farmerów. 399 mężczyzn cierpiało na kiłę, pozostali stanowili grupę kontrolną.
Badanych nie poinformowano o rzeczywistym stanie ich zdrowia, powiedziano im, że mają "złą krew". W zamian za udział w doświadczeniu mieli zyskać darmowy pochówek, a za życia wynagrodzenie w wysokości 1 dolara rocznie, pamiątkowy certyfikat i bezpłatne posiłki w  dniach, kiedy ich badano. Eksperyment zaczął się w 1932 roku i  miał trwać 6-9 miesięcy. Jednak po upływie tego czasu "badań" nie przerwano. Ciągnęły się do... 1972 roku, kiedy o tragedii mieszkańców Tuskegee dowiedziała się prasa.



Do tego momentu syfilitycy zarażali swoje rodziny, rodziły się dzieci obciążone wrodzoną kiłą, część chorych zmarła albo bezpośrednio na syfilis, albo z powodu powikłań wywołanych tą chorobą. Nikomu nie podano leków, choć antybiotyk zabijający krętka bladego - penicylina - był w powszechnym użyciu od 1947 roku. Kto skorzystał na obserwacji nieleczonych i cierpiących ludzi? Epidemiolog Raymond Vonderlehr, dyrektor wydziału chorób wenerycznych Publicznej Służby Zdrowia oraz jego współpracownicy zrobili "naukową" karierę - opublikowali w branżowych czasopismach kilkanaście artykułów na ten temat.
Jak to możliwe, że nikt nie stanął w obronie chorych z Tuskegee? Cóż, byli słabi, biedni i czarni... Nikłe głosy sprzeciwu w środowisku lekarskim i naukowym pojawiły się w latach 60. i nie miały szans w starciu z państwową instytucją. Dopiero publikacja artykułu w "New York Timesie" wywołała burzę, skutkującą wstrzymaniem programu, zmianą prawa oraz wypłaceniem ofiarom i ich rodzinom 10 mln dolarów odszkodowań. Na oficjalne przeprosiny zdobył się prezydent Bill Clinton w 1995 roku.

Okazja czyni złodzieja

Często zadajemy sobie pytanie, skąd biorą się pozbawieni uczuć zwyrodnialcy i oprawcy? Nieco światła na te pytania rzuca kolejny ponury eksperyment... "Ludzie ludziom gotują ten los" - napisała w swoich dziennikach Zofia Nałkowska. I to się nie zmieniło. Nie trzeba być psychopatycznym sadystą, żeby w odpowiednich warunkach zacząć się znęcać nad niewinnym bliźnim.



W 1971 r. na Uniwersytecie Stanforda w Stanach Zjednoczonych psycholog Philip Zimbardo postanowił zbadać, jak więzienne otoczenie wpływa na zachowanie zdrowej psychicznie jednostki. W tym celu spośród studentów zwerbowano grupę ochotników, cieszących się dobrą kondycją psychofizyczną i nienaganną przeszłością. 9 z nich przydzielono role strażników, a 9 - więźniów. W uczelnianych piwnicach naukowcy stworzyli sztuczne więzienie, pozbawione okien i zegarów. Strażnicy nosili uniformy w kolorze khaki, ciemne okulary i pałki.
Więźniom kazano włożyć długie koszule, na głowy wsadzono damskie pończochy, a do nóg przymocowano łańcuchy. Naukowcy nie poinstruowali dokładnie żadnej z grup, jak mają się zachowywać. Studenci gładko weszli w role. Strażnicy stawali się coraz brutalniejsi, a więźniowie - coraz bardziej ulegli i zastraszeni. "Klawisze" wykazywali się wielką inwencją w wymyślaniu coraz to nowych form poniżania osadzonych. Rozbierali ich do naga, odmawiali snu i pożywienia, kazali im robić godzinami pompki, myć gołymi rękami muszle klozetowe, a wreszcie symulować akty homoseksualne. Eksperyment został przerwany po 6 dniach, choć planowano go na dwa tygodnie.



Badaczy przeraziła rosnąca agresja strażników i przypadki załamań psychicznych wśród więźniów. Okazało się, że ludzie bardzo łatwo przyjmują powierzone im obowiązki, tracąc wyrozumiałość, współczucie oraz... odpowiedzialność za swoje czyny. Sami uczestnicy eksperymentu byli bardzo zaskoczeni swoimi postawami, bo dotychczas uważali się za osoby niezależne i wrażliwe na krzywdę innych. Do czasu...

Radzieckie krzyżówki

Plany naukowców z ZSRR były bardzo ambitne. Władze młodego państwa, chcąc zaznaczyć jego pozycję w świecie, szczodrze wspierały nawet najbardziej nieprawdopodobne pomysły swoich badaczy. Tym bardziej, jeśli można było przy okazji opracować technologie służące dalszej ekspansji Kraju Rad. Profesor Ilia Iwanow miał już na swoim koncie obiecujące eksperymenty z krzyżowaniem myszy i szczura oraz krowy i bizona. Uznał, że nadszedł czas na śmielszy krok - hybrydę człowieka i jego najbliższego krewniaka, czyli szympansa. Jakież możliwości miałby taki małpolud! Gdyby połączyć ludzką inteligencję ze sprawnością "czwororękiego" zwierzęcia i  stworzyć armię takich mieszańców, któż mógłby się jej oprzeć?
Ten pomysł zyskał aprobatę samego Stalina! Iwanow ruszył do Afryki, gdzie próbował zapładniać małpy ludzkim nasieniem. Kiedy z oburzeniem wydalono go z Czarnego Lądu, wrócił do ZSRR, przywiózłszy ze sobą gromadę małpich samców. Podobno na miejscu znalazły się ochotniczki z Komsomołu, gotowe udostępnić swoje macice dla dobra Związku Radzieckiego.



Eksperyment jednak się nie powiódł... Iwanowa zesłano do łagru, gdzie niebawem zmarł. W inny sposób chciał wzmocnić kondycję radzieckiego człowieka Aleksander Bogdanow, lekarz, filozof i pisarz science-fiction. Uważał, że antidotum na zużycie ciała ludzkiego jest transfuzja nowej krwi. W Moskwie utworzył Państwowy Naukowy Instytut Przetaczania Krwi, gdzie poddawał eksperymentom nie tylko swoich pacjentów, ale przede wszystkim siebie. Umarł po podaniu sobie krwi studenta chorego na gruźlicę i malarię.
Iwanowa i Bogdanowa można jednak nazwać amatorami w porównaniu z Grigorijem Majranowskim. Ten biochemik pod koniec lat 30. przejął kierownictwo tajnego Laboratorium X, podlegającego NKWD. Jednostka ta zajmowała się produkcją i testowaniem wszelkiego rodzaju trucizn, poszukiwała również "serum prawdy", które mogłoby zastąpić powszechnie stosowane i  nie zawsze skuteczne tortury.
Do czasu zatrudnienia doktora Majranowskiego próby przeprowadzano na zwierzętach. Nowy kierownik szybko przekonał zwierzchników, że znacznie praktyczniejsze będą testy na materiale ludzkim, którego obficie dostarczały liczne procesy więźniów politycznych. Przebrani w lekarskie fartuchy oprawcy podawali skazańcom przeróżne toksyny, m.in. strychninę, kurarę, arszenik, akonitynę, cyjanek potasu, tal i gaz musztardowy. Ofiary umierały w potwornych męczarniach. 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Licząca niecałe dwa tysiące mieszkańców gmina Tysfjord zdominowana jest przez społeczność Samów. Mieszkańcy portretowani są w mediach jako sekta, wyznająca skrajnie konserwatywną odmianę luteranizmu. Według najnowszego raportu policji, aż 82 osoby w wieku od czterech do 75 lat padły w Tysfjord ofiarą przestępstw seksualnych, w tym gwałtów. Policja zidentyfikowała 92 podejrzanych - 89 mężczyzn i trzy kobiety. Zarzuty usłyszały już dwie osoby, a śledczy zapowiadają kolejne zatrzymania. Funkcjonariusze odnotowali jak dotąd 151 przypadków napastowania seksualnego w Tysfjord. Proceder miał miejsce już od wczesnych lat 50.


Pierwszy wielki głód lat 1921-1922 dotknął 29 milionów ludzi i pochłonął 5 milionów ofiar śmiertelnych, tylko o milion mniej niż głód w latach trzydziestych, spowodowany antychłopską polityką i kolektywizacją. Jeśli nawet nie był wywołany celowo, by złamać chłopski opór (nie zostało to dowiedzione), z pewnością wynikał z antychłopskiej polityki; był też cynicznie wykorzystany - Werth przytacza zdanie Lenina z listu do Biura Politycznego z czerwca 1922 roku o posłużeniu się głodem do walki z Cerkwią.
Lenin stale też zachęcał swoich oficerów do terroryzowania ludności cywilnej. Proponował Slanskiemu: "Postaraj się ukarać Łotwę i Estonię środkami wojskowymi (na przykład... przekrocz w jakimś miejscu granicę choćby na jedną wiorstę i powieś 100-1000 ich urzędników i bogaczy)".
Walka z kontrrewolucją była tylko pretekstem do sadystycznego niszczenia jednostek. Bolszewikom usługiwali często patologiczni byli kryminaliści, którzy z radością wdrażali nowe, racjonalizatorskie metody tortur. Popularnym rodzajem zadawania cierpień było chociażby tak zwane "mierzenie czaszki". Głowę więźnia obwiązywano sznurkiem, a następnie, przewlekając gwóźdź, sznur nakręcano zwężając stopniowo jego obwód. Czaszkę ściskano tak mocno, że oddzielała się od niej skóra głowy wraz z włosami. Inną metodę nazwano "białymi rękawiczkami". Polegała ona na polewaniu więźniom rąk wrzątkiem tak, aby móc później zedrzeć z nich skórę. Czekiści wprost prześcigali się w bestialstwie. Piłowanie kości, traktowanie więźniów wrzątkiem na mrozie i tym podobne tortury - to tylko kilka z pomysłów, którymi zbrodniarze katowali lud.
"Musimy (...) łamać wszelki opór z taką brutalnością, żeby nie zapomniano o niej przez kilka dziesięcioleci".
Cała populacja Kozaków jako taka, zamieszkująca ściśle określony teren, została poddana eksterminacji: mężczyzn rozstrzelano, kobiety, dzieci i starców deportowano, wsie zrównano z ziemią lub przekazano nowym mieszkańcom nie-Kozakom.
"Jedno mnie zdumiewa" - miał pouczać młodzieńca Lenin.  - "Wy i wasi przyjaciele chcecie zmienić cały świat, naznaczony w każdym calu nikczemnością, zniewoleniem i wojnami, a jednak z góry odrzucacie użycie siły".(...) "Klasy uciskane, którym nie zależy na nauczeniu się posługiwania się bronią (...) na skutecznym użyciu broni, na jej zdobyciu, zasługują na to, by je prześladowano. (...) Żądania rozbrojenia w dzisiejszym świecie to tylko wyraz rozpaczy".


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

sobota, 25 listopada 2017

It's scary as hell, but none of us are getting out of this world alive

Mike Hughes - a 61-year-old limo driver - has spent the past few years building a homemade, steam-powered rocket in his garage to prove that Earth is flat. This Saturday, Hughes will climb aboard and launch himself and the rocket up into the air, hoping to move one step closer to demonstrating, once and for all, that the world as we know it is actually a flat disk with a giant wall of ice around it.Hughes will launch his rocket - which cost him about $20,000 to build and is sponsored by the group Research Flat Earth - Saturday afternoon over Amboy, a ghost town in California. He expects to hit speeds of up to 500 MPH"I know about aerodynamics and fluid dynamics and how things move through the air, about the certain size of rocket nozzles, and thrust. But that’s not science, that’s just a formula. There’s no difference between science and science fiction.

Roger Bilham studiował statystyki trzęsień ziemi o sile ponad 7 stopni w skali Richtera, począwszy od roku 1900 do chwili obecnej i twierdzi, że duże trzęsienia ziemi występują częściej, gdy obrót naszej planety wokół własnej osi jest nieznacznie zmniejszony. Wynika to z charakterystyki ruchu odbywającego się w jądrze Ziemi.W XX wieku zidentyfikowano aż 5 takich okresów hamowania rotacji i w czasie ich trwania liczba silnych trzęsień ziemi gwałtownie wzrastała. W niektórych przypadkach wzrost ten wynosił aż 50 proc. zatem pod względem statystycznym hipoteza została udowodniona. Z wyliczeń naukowców wynika, że kolejny okres spowolnienia rotacji Ziemi nastąpi w 2018 roku, a więc oczekuje się, że tak jak poprzednio, liczba silnych trzęsień ziemi dramatycznie wzrośnie. Niestety, współczesna nauka nie umie przewidywać gdzie i kiedy może dojść do wielkich wstrząsów sejsmicznych. Można jedynie założyć, że stały poziom zagrożenia będzie towarzyszył obszarom aktywnym sejsmicznie, na przykład w obrębie Pacyficznego Pierścienia Ognia.

Robotyzacja czy cyfryzacja dotyka właściwie każdej branży. Badacze dają blisko stuprocentową gwarancję zaniku zapotrzebowania na recepcjonistów, urzędników bankowych, księgowych, bibliotekarzy czy agentów ubezpieczeniowych.

Kwitnie biznes eutanazyjny. W Holandii, która wyszła już poza eutanazję dla terminalnie chorych, i oferuje samobójstwo jako rozwiązanie problemu depresji czy alkoholizmu, pracują właśnie nad automatami samobójczymi. Po wejściu do kapsuły naciśnięty przycisk uruchomi płynny azot, który w krótkim czasie obniży poziom tlenu w kapsule, co skutkować będzie śmiercią w ciągu kilku minut. Taki automat oferujący łatwe samobójstwo można ustawić między automatem z kawą i hamburgerami. "Developed in the Netherlands by Nitschke and an engineer, the machine can be 3D printed and assembled in any location."

Bruce Beach ma 83 lata. Ostatnie pół wieku poświęcił na realizację misji swojego życia - budowy wielkiego schronu. Dziś Kanadyjczyk spokojnie budzi się każdego dnia, bo wie, że gotów jest przetrwać nawet wojnę nuklearną. 10 tysięcy stóp kwadratowych, czyli prawie 930 metrów kwadratowych powierzchni - tyle liczy sobie bunkier "Arka Dwa", który wybudował w Horning's Mills przez ostatnie pół wieku. Według oficjalnych danych, to największy schron przeciwatomowy w całej Ameryce Północnej! Za szkielet konstrukcji Kanadyjczykowi posłużyły 42 stare autobusy szkolne kupione po 300 dolarów za sztukę. To na nie wylał beton, który następnie przysypał grubą, ponad czterometrową warstwą ziemi.

Our  theoretical, particle-smashing friends at CERN, the European  Organization for Nuclear Research, whose mascot is Lord Shiva the  Destroyer & God of Death, have announced that the Universe (and,  thus, reality itself) should not, in fact, exist. As is generally the case with CERN, nothing they say makes any sense. Over the course of their inability to distinguish Something!-Everything!-Anything! from Total-Fucking-Void-O’-Nothingness in the all-important quest for satisfactory answers to abstract equations, this clammy collective of Cognac-swishing Type-A Personalities concocted a pair of vaguely-defined (and, apparently, invisible?) magnetic “reservoir traps” for very, very destructive antimatter particles, stuffed ’em into a Pringles can (seriously, you can’t make this shit up) and spent the next 405 days… uh, measuring them. They have made the most precise measurement ever of the magnetic moment of an anti-proton – a number that measures how a particle reacts to magnetic force – and found it to be exactly the same as that of the proton but with opposite sign. “All of our observations find a complete symmetry between matter and antimatter, which is why the universe should not actually exist,” says Christian Smorra, a physicist at CERN’s Baryon–Antibaryon Symmetry Experiment (BASE) collaboration. “An asymmetry must exist here somewhere but we simply do not understand where the difference is.”

sobota, 11 listopada 2017

Chwała Mordercom Wojciecha

“U was, chrześcijan, pełno jest łotrów i złodziei;
u was ucina się ludziom ręce i nogi, wyłupuje oczy, torturuje w więzieniach;
u nas, pogan, tego wszystkiego nie ma, toteż nie chcemy takiej religii!
U was księża dziesięciny biorą, nasi kapłani zaś utrzymują się, jak my wszyscy, pracą własnych rąk.”
- Szczecinianie do biskupa Ottona Mistelbacha z Bambergu



Co oni nam dali? 123 lata niewoli i zaborów a więc dlaczego im dziękujemy za odzyskanie niepodległości?

7-iu biskupów i Prymas należeli do "Targowicy" (w proteście przeciw Konstytucji 3-go Maja). Po nazwisku:
1. Prymas Michał Jerzy Poniatowski
2.bp.Chełmski Wojciech Skarszewski,
3. bp. Żmudzki Jan Stefan Giedroyć,
4. bp. Poznański Antoni Onufry Okęcki,
5. bp. Łucki Adam Naruszewicz,
6.bp. Wileński Ignacy Jakub Massalski,
7. bp.Inflancki Józef Kossakowski,
8. bp. Przemyski Michał Sierakowski.
O takich kreaturach jak Szczęsny Potocki, Xawery Branicki, czy Seweryn Rzewuski lepiej nie wspominać ! A całej tej bandzie błogosławił i życzył powodzenia na uroczystym połączeniu Targowiczan Litwy i Polski, Papież Pius VI. tzw. Konfederacja Obojga Narodów. T.zw. Ojciec Święty powstańców Powstania Listopadowego nazwał warchołami, wichrzycielami i buntownikami, a klerowi polskiemu nakazał, by przekonywał Polaków, że władza cara pochodzi od Boga i należy ją uznawać. Powstańcy Kościuszki okazali swoją dojrzałość i patriotyzm, gdyz powiesili na szubienicy biskupa Kossakowskiego oraz biskupa Massalskiego, a prymas Poniatowski (brat kröla Augusta) zażył truciznę w cieniu budowanej dla niego szubienicy. Wszyscy trzej byli płatnymi kolaborantami cara Rosji. Podczas Powstania Styczniowego, na wschodnich kresach zniewolonej Polski, powstańcy powiesili kilkudziesięciu księży katolickich, którzy zdradzili ich carskiej ochronie.Prymas Woronicz koronował na króla Polski cara Mikołaja A z nowszej historii w wersji katolickiej pojmowania patriotyzmu niech bedzie przyklad jak to w momencie wybuchu II wojny swiatowej Hlond owczesny Prymas Polski i jego nastepca pozniejszy Prymas Wyszynski przebywajac w tym czasie w Watykanie uznali za swoim zwierzchnikiem Papiezem Piusem XII nowe wladze niemieckie, potwierdzajac swoje slowne deklaracje ustanowieniem diecezji niemieckich i wprowadzenie biskupow niemieckich na okupowane tereny polskie.



wtorek, 7 listopada 2017

Neuroaktywność, padaczka, autyzm, elektryczność, Lynch

Podczas ataku padaczki dochodzi do nadmiernego zwiększenie aktywności neuronów. Zmęczenie, alkohol, kawa, psychodeliki, aktywność intelektualna to zjawiska sprzyjające demineralizacji. Demineralizacja sprzyja zaburzeniom przesyłu sygnałów elektrycznych w mózgu.
Zapobiegłem atakowi wypijając szklankę wody z solą. Odczucie "iskrzenia" w środku głowy minęło w ciągu pół minuty. Uświadomiłem je sobie wystarczająco wcześnie.



Scientists think they've found out what could be at the root of autism and, no, it's not vaccines. According to a new study, it could be caused by having too many brain connections called synapses.
"An increased number of synapses creates miscommunication among neurons in the developing brain that correlates with impairments in learning, although we don’t know how,” senior author Azad Bonni, head of the Department of Neuroscience at Washington University School of Medicine in St. Louis, explained in a statement.
Autism spectrum disorder (ASD) is a common neurodevelopmental condition affecting one in 68 people in the United States. It's generally understood that there is a genetic aspect to ASD (it often runs in families), though environmental triggers may also play a role.
Several genes have been linked to people with autism. Six of these are called ubiquitin ligases and they're responsible for attaching molecular tags called ubiquitins to proteins. Think of these genes as managers, telling their employees (the rest of the cell) how to handle the tagged proteins. Should they be discarded? Should they be taken to another part of the cell?
Some experts believe that individuals with autism have a gene mutation preventing one of their ubiquitin ligases from working correctly. To find out how and why this might be, the scientists at Washington University removed RNF8 (a ubiquitin gene) in neurons in the cerebellum (an area of the brain affected by autism) of young mice. The mice missing the gene developed an excess of synapses, which in turn affected their ability to learn.
Those mice had 50 percent more synapses than their peers, who had their RNF8 gene intact. The scientists then measured the electrical signal in the neurons and found that it was twice as strong compared to those with a normal functioning cell.
ASD affects language, attention, and movement; skills the cerebellum plays an essential role in. To see if the test mice had lower motor skills (a common symptom in people with autism), the researchers trained the mice to associate a puff of air to the eye with a blinking light. One week later, the control group avoided the irritation caused by the puff of air by closing their eyes 75 percent of the time. The test group only did so one-third of the time.

The scientists point out that a mouse that doesn’t shut its eyes when trained doesn’t quite equate to a human with autism (after all, the wiring of autistic brains is highly individualized), and more work is needed to verify the hypothesis. But it does reveal an interesting association between synapses and behavior that could one day lead to treatments.

za:
http://www.iflscience.com/health-and-medicine/scientists-may-have-found-the-root-cause-of-autism/